W ten niepewny czas
Niedowierzanie. Zagubienie. Wreszcie lęk i trwoga na samą myśl, co może wydarzyć się dalej. To uczucia, które w ostatnich dniach towarzyszą nam wszystkim. Jak sobie z nimi radzić? Co robić, by odczuwany strach nie zawładnął naszymi myślami i nie sparaliżował naszego codziennego życia?
Chyba nikt z nas nie spodziewał się, że wybuchnie wojna. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że właściwie każdego dnia na świecie toczy się jakaś wojna. Taka nasza ludzka natura. Lubimy czuć się ważniejsi, lepsi niż inni. Lubimy narzucać innym swój sposób patrzenia na świat. Jeśli ten Inny stawia opór... bach go w łeb! Banalne uproszczenie? Być może. Ale u podstaw każdej wojny, oprócz pazernej chęci zdobycia surowców czyli kasy stoi przede wszystkim chęć bycia tym silniejszym. I tak. Każda wojna zaczyna się tym samym. Przekonaniem, że My jesteśmy lepsi niż Oni.
A jednak te wszystkie wojny, które do tej pory toczyły się na świecie... Toczyły się gdzieś na świecie. Często w krajach, których nie potrafilibyśmy nawet wskazać palcem na mapie. Były daleko. Nie dotyczyły nas i nie zagrażały nam. Mogliśmy o nich nie myśleć i żyć w przeświadczeniu (pal sześć, że błędnym), że wojen nie ma.
Ale wojna tuż za naszą granicą? 300 km od miejsca, w którym znajduję się pisząc te słowa? Tego nie da się zignorować. Nie da się o tym nie myśleć. Ta wojna nie wydarza się tylko w Ukrainie. Ta wojna wydarza się w Europie. I zagraża całej Europie. A może i całemu światu. Bo tym silniejszym chce się poczuć szaleniec i dyktator posiadający broń nuklearną i ślepe posłuszeństwo swojego narodu. Jeśli upadnie Ukraina... drzwi do kolejnej ekspansji staną przed nim otworem. Jeśli z kolei zagramy nieodpowiednim ruchem i rozwścieczymy szaleńca... ze skutkami ataku nuklearnego będą musiały się borykać kolejne pokolenia nie mówiąc już o ilości ofiar, jaką taki atak przyniesie.
Nigdy nie sądziłam, że moja córeczka, która urodziła się przed Bożym Narodzeniem przyjdzie na świat stojący u progu takiej katastrofy politycznej. Katastrofy i porażki europejskich i światowych rządów. Porażki, bo przecież pomysł ataku na Ukrainę nie zrodził się w Rosji z dnia na dzień. Nie. Pomysł ten kiełkował od wielu, wielu lat. W umyśle samego Putina prawdopodobnie jeszcze od jego czasów spędzonych w KGB. A sam atak na Ukrainę... Cóż. Teraz to tylko kolejny etap działań wojennych. W wojnie, która przecież toczy się od lat. Wcześniej świat nie kiwnął palcem, by zażegnać ten konflikt i teraz również wiele nie robi. Albo robi tylko połowicznie. Jakby przyjęcie konkretnej postawy sprzeciwu było zbyt niebezpieczne. I może jest. Niezapominajmy, że mamy do czynienia z szaleńcem. Psychopatą nie mającym raczej skrupułów i odruchów właściwych większości z nas. Bez mrugnięcia okiem wysyła swoich ludzi na rzeź. Rozpoczyna wojnę, która sprowadzi na jego kraj wieloletnie sankcje, które w rezultacie skażą jego obywateli na niewyobrażalną biedę, głód i cierpienia. Każe strzelać do karetek pogotowia i szkół. Tak. Ostrożność w obchodzeniu się z takim przeciwnikiem jest wskazana.
Na samą myśl, że gdy ja wybieram się z moją córeczką na spacer, układam ją wygodnie w wózeczku i bujam delikatnie do snu... W tej samej chwili jakaś inna mama te 300 km stąd tuli do piersi swoje dziecko, przerażona o jego los, ukryta w ciemnej piwnicy, przy wtórze spadających na powierzchni bomb... Nasamą myśl o tych wszystkich dzieciach i niewinnych ludziach dostaję mdłości. Ale co ta wojna oznacza dla nas? Ludzi żyjących na codzień normalnym życiem. Ludzi nie mających bezpośredniego wpływu na tak zwaną wielką politykę.
Wojna ta oznacza, że pod ogromnym i wytłuszczonym znakiem zapytania staje nasze poczucie bezpieczeństwa. I nie mam tu na myśli bezpieczeństwa militarnego naszego kraju, bo jestem święcie przekonana, że w chwili zagrożenia cały nasz naród stanąłby do walki, podobnie jak nasi wschodni sąsiedzi. Nie mam też na myśli bezpieczeństwa, jakie nam daje przynależenie do Unii Europejskiej, NATO czy jakiejkolwiek innej organizacji dzięki której nie jesteśmy sami. Mam na myśli coś o wiele większego i ważniejszego. Poczucie bezpieczeństwa jakie nam daje wiara w to, że świat jest w miarę przewidywalny.
Nie jest. Przekonaliśmy się o tym w ostatnich dniach. Boleśnie przekonali się o tym mieszkańcy Ukrainy. Oglądając w wiadomościach doniesienia z Kijowa obserwowałam miasto, które w pierwszych dniach inwazji żyło zupełnie normalnie. Miałam wrażenie, że Ukraińcy nie do końca zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Zresztą podobnie jak my. Atak planowano już od dawna, a na kilka dni przed pierwszymi strzałami media informowały o gromadzeniu wojsk. Ale nie wierzyliśmy. Bo to zwyczajnie nie mieściło nam się w głowach. Bo to wydawało się być niemożliwym. Gdy wiara w to, że co by się nie działo, jesteśmy bezpieczni zostaję podkopana, na wierzch wychodzą lęki, o których nawet nam się nie śniło. Zburzenie tego poczucia bezpieczeństwa to z psychologicznego punktu widzenia otwarcie puszki Pandory. Co z niej wylezie? Wszystko to, co upychaliśmy w niej przez lata. Napięcia, lęki, uprzedzenia, panika... Wystarczy popatrzeć na to, co działo się na stacjach benzynowych w Polsce w pierwszych dniach inwazji rosyjskiej w Ukrainie. Panika prowadząca do nieracjonalnych zachowań. Potencjalnie niebezpiecznych, bo pojawiły się również doniesienia o awanturach w kolejkach do stacji benzynowych.
Co robić z tym lękiem? Jak zachować spokój?
Po pierwsze wziąć głęboki oddech i chwilę odczekać, zanim zaczniemy działać. W sytuacji, gdy tracimy poczucie bezpieczeństwa warto pamiętać, że co nagle, to po diable. Większość decyzji podejmowanych pod wpływem chwili w sytuacji stresujących... Cóż. Do najlepszych zwykle nie należą. Jeśli więc masz podjąć jakieś ważne, życiowe decyzję, może lepiej odłóż to w czasie do momentu, gdy poczujesz się spokojniej. Choć oczywiście są sytuacje, gdy należy a wręcz trzeba podejmować szybkie decyzje- choćby sytuację zagrożenia życia lub zdrowia. Te jednak zdarzają się w naszym życiu raczej rzadko.
Po drugie- planuj. Usiądź z bliskimi i zastanówcie się nad różnymi scenariuszami. Zaplanujcie, co zrobicie jeśli np konflikt na Wschodzie będzie się przedłużał. Co zrobicie w razie ataku na polskie granice. Zastanów się nad możliwościami. Gdzie się schronić, gdzie wyjechać. Jeśli czujesz taką potrzebę, zapisz się na kurs samoobrony lub kurs paramilitarny. Przygotuj się w taki sposób, który pomoże Ci odzyskać spokój. Trzymaj dokumenty w jednym miejscu. Zabezpiecz zapasy. Spraw, by drogą ewentualnej ewakuacji była jasno określona. Nie bój się myśleć i przewidywać rzeczy, które mogą się wydarzyć. Ale też nie poddawaj się procesowi ruminacji. Nie wpadaj w wir negatywnych myśli typu "Co to będzie, gdy..." Zamiast tego zastanawiaj się nad możliwymi rozwiązaniami. "Jeśli tak się stanie, to wtedy ja..." Posiadanie konkretnego planu działania sprawia, że przestajemy się bać niewiadomej przyszłości.
Po trzecie- działaj. Obawy najbardziej podsyca nadmiar wolnego czasu i czarnowidztwo, które wtedy uskuteczniamy. Zamiast więc siedzieć i się umartwiać, zrób coś, co sprawi, że poczujesz że panujesz nad sytuacją. Coś, co pozwoli Ci poczuć się jak Elsa i zaśpiewać: Mam tę moc! Może w okolicy organizowana jest pomóc dla uchodźców. Dołącz do wolontariuszy. Zorganizuj zbiórkę rzeczy dla Ukrainy. Zaoferuj pomóc. Nic tak nie dodaje sił, jak bycie małym- wielkim bohaterem.
I ostatnie. Choć chyba najważniejsze. Znajdź te rzeczy, czynności, które pozwalają Ci zapomnieć na moment o tym co się dzieje. Ja w tym celu wybieram się na spacer do lasu. Ale możliwości są nieograniczone. Wszystko, co sprawia nam przyjemność i pozwala się wyciszyć.
Pamiętaj też, że nie jesteś sam. Tych samych uczuć, których w związku z zaistniałą sytuacją doświadczasz, doświadczają inni. Porozmawiaj z bliskimi, spotkaj się z przyjaciółmi. Jeśli potrzebujesz wsparcia psychologicznego zadzwoń lub napisz do mnie. Z racji przebywania na urlopie macierzyńskim oferuję bezpłatną pomoc. *
*Proszę o wyrozumiałość i cierpliwość w oczekiwaniu na odpowiedź na maile :)
Comments